sobota, 30 czerwca 2018

Autsajderzy #3

,,Minimalism: A Documentary About the Important Things'' 
  • reż. Matt D'Avella 
  •  

Nie chodzi o konkretną ilość, ważne, by zrozumieć, które rzeczy dodają wartości naszemu życiu




Podobny obrazJoshua Fields Millburn i Ryan Nicodemus nazywają siebie The Minimalists i to oni są głównymi bohaterami filmu. Zmęczeni swoim dotychczasowym życiem, odnajdują spokój w minimaliźmie i chcą się swoimi odkryciami podzielić ze światem. Mężczyźni zauważyli, że otaczające ich przedmioty materialne nie zapewniają im szczęścia, co więcej zamiast skupiać się na rodzinie, związkach i przyjaciołach ich codzienne życie opierało się na pozyskiwaniu coraz to większej ilości dóbr. Film natomiast stanowi ich głos w walce z konsumpcjonizmem, który nie jest jedyną drogą, którą możemy obrać w życiu. 

Dokument przenosi nas w świat grupki osób. Spotkamy się z m. in. z blogerem, pisarzem, psychologiem, architektem, neurobiologiem. Odwiedzimy ich domy i posłuchamy refleksji o życiu. Wszyscy jednym głosem będą twierdzić, że minimalizm odmienił ich życie. 

Film przedstawia trasę jaką pokonali główni bohaterowie po ukazaniu się ich wspólnej książki o minimalizmie. Pragną w ten sposób promować ten styl życia i pokazać ludziom, że otaczanie się rzeczami nie nadaje naszemu życiu żadnego sensu. 

Bohaterowie zgodnie twierdzą, że szczęścia nie da się kupić, a życie od jednej wypłaty do drugiej jest męczące. Wyścig szczurów, wspinanie się po szczeblach kariery powoduje, że sens naszego bycia tu na ziemi zostaje zatracony. Przestajemy dostrzegać co jest tak naprawdę ważne. 

To film, który ukazuje, że tak naprawdę niewiele potrzebujemy do szczęścia, będą twierdzić przedstawieni ludzie, którzy nie tylko zaczęli świadomiej wybierać produkty, minimalizować swoje wydatki, złudne potrzeby, ale także zamienili swoje apartamenty na małe domki, a zawartość swoich mieszkań oddali potrzebującym. 

Spostrzeżenia i wnioski, które przedstawiają nam bohaterowie są według mnie bardzo trafne i celne. Jednak mam pewne zastrzeżenia co do samej formy. Film stał się swoistą reklamą minimalizmu, a także Millburna i Ryana. Obserwując ich życie w sieci mam wrażenie, że pracę w korporacji zamienili na pracę blogerów, z której czerpią ogromne zyski. Wszędzie ich pełno, występują na konferencjach, podróżują, piszą książki. Pozostaje mi mieć tylko nadzieje, że panowie tak naprawdę, żyją ideałami o których mówią i daje im to szczęści, a nie natomiast zamienili jeden wyścig, na drugi. 

Zabrakło mi racjonalnego spojrzenia na minimalizm, nie tylko spojrzenia na niego z zachwytem, ale wskazania wad, przeszkód i problemów, które pojawiają się, kiedy wybieramy ten sposób życia. Uważam, że minimalizm stał się w ostatnim czasie niezwykle popularny. To natomiast spowodowało, że sama idea, może stać się dla wielu pewnego rodzaju zniewoleniem. Spotykałam się z opiniami ludzi, którzy z mani nabywania i kolekcjonowania rzeczy przerzucili się na manię ich pozbywania. Ustawienie np. limitu wyłącznie 100 rzeczy, powoduje ogromne obciążenia psychiczne, ,, bo co zrobię w przypadku otrzymania, kolejnego przedmiotu". Oglądając kiedyś materiał w telewizji, natrafiłam na mężczyznę, dla którego koszulka otrzymana podczas maratonu stanowiła nie lada wyzwanie, gdyż zaburzała jego ''uporządkowany świat''. Tego zabrakło mi w tym filmie i tego oczekiwałabym po dokumencie, nie tylko pozytywnych aspektów, ale też tych mniej kolorowych. W filmie dokumentalnym wymagałabym także informacji o samej filozofii ruchu. Bo przecież głowni bohaterowie nie odkryli ameryki i nie są jego prekursorami. 

Mimo wszystko film oceniam bardzo pozytywnie i wydaje mi się niezwykle potrzebny w świecie niekończącej się reklamy i pragnienia WIĘCEJ. 

niedziela, 24 czerwca 2018

Religia w filmie #2


''Milczenie'' reż. Martin Scorsese

Gdyby nie było Boga, człowiek nie zniósłby tego jednostajnego szumu morza i jego złowrogiej obojętności.

Podobny obraz




Przyznam od razu, że film mną wstrząsnął i już dawno, żadna produkcja nie spowodowała u mnie tak głębokich refleksji. Trudny film, bardzo trudny. Przynajmniej dla mnie.                                                  

Akcja filmu toczy się w XVII wieku, gdzie dwaj Jezuici ryzykując swoje życie, wyruszają do Japonii, aby odnaleźć zaginionego misjonarza. Nie wierzą też w pogłoski, że ich mistrz wyparł się wiary dlatego pragną to sprawdzić.

Przywitani są na miejscu przez chrześcijan głęboko wierzących, którzy jednak muszą się ukrywać. 


Niezwykle uderzyło mnie, zwrócenie uwagi na wiarę mieszkańców Japonii, prostych ludzi, którzy dla Chrystusa szli na śmierć, nie wypierając się swojej wiary. Jednak nie to jest celem tego filmu. Nie chodzi w nim o ukazanie męczeńskiej śmierci, a dylematów głównego bohatera, które dotyczą milczenia Boga.

Bardzo ważnym momentem filmu, jest postawienie bohaterów przed wyborem: poświęcenia swojego życia czy uratowania innych, jednak za cenę publicznego wyrzeknięcia się swojej wiary.
Ogromnie się cieszę, że film ten pozbawiony jest jednoznacznego zakończenia, wydawać by się mogło, że morał wyciągnięty będzie prosto z katechizmu, jednak tak się nie dzieje.

Widz musi skonfrontować się sam ze sobą. Dla mnie osobiście najważniejszym pytaniem po obejrzeniu filmu  jest ,,czy akt apostazji, może stać się przykładem chrześcijańskiej miłości'', z drugiej strony ,,w jakim świetle stawia to tych, którzy za wiarę byli mordowani'', następnie ,,czym jest męczeństwo''. Odpowiedź na te pytania pozostawiam dla siebie. Warto się z nimi  jednak skonfrontować oglądając "Milczenie".

niedziela, 10 czerwca 2018

Autsajderzy #2





"Into the Wild" reż. Sean Penn


,,Kiedy wybaczasz, kochasz, a kiedy kochasz, spływa na ciebie światło Boga.''




Znalezione obrazy dla zapytania wszystko za życieDzisiaj parę słów o moim ulubionym filmie. Opowiada  on historię Chrisa McCandless'a, który odczuwa w swoim życiu ogromną pustkę. Oczytany lecz pogubiony młody człowiek, który pełen jest marzeń i chęci odkrywania. Po ukończeniu szkoły, wyrusza w samotną podróż aby nadać swojemu życiu sens. Ucieka od rodziny, materializmu, konsumpcjonizmu. Zmęczony kłamstwami tego świata, obłudą ludzi, którzy go otaczają pragnie odnaleźć szczęście w kompletnej głuszy na Alasce. Chris pragnie życia zjednoczonego z naturą z dala od cywilizacji i jak się okazuje od człowieka.


Aleksander Supertramp, bo takie imię przybiera bohater, podczas swojej drogi, spotyka wiele ciekawych postaci: hipisów, zakochaną parę, młodą piosenkarkę, artystę. Każda z tych osób wpływa na Aleksa, wzbogacając go i rozwijając go.

Dotarcie do celu, obcowanie z przyrodą ukazane jest jako transcendentalne przeżycie. Nie chce się skupiać na prawdziwym losie Chrisa, czy był egoistą, hipokrytą i jak naprawdę wyglądała jego podróż. Into the Wild nie jest moim ulubionym filmem, dlatego że gloryfikuje jego bohatera, ale dlatego że pozwala mi zastanowić się nad moim życiem i nad tym co jest dla mnie ważne.

Ogromnym plusem filmu jest gra aktorska i przepiękne zdjęcia. Jednak to co niewątpliwie wpłynęło na sukces filmu jest przepiękny soundtrack. Eddie Vedder  nadał produkcji magiczności. Jego utwory muzyczne chwytają za serce i skłaniają do przemyśleń. Kiedy człowiek ich słucha, zaczyna zastanawiać co dla niego jest najważniejsze i dostrzega jak bardzo konsumpcjonizm może zniewalać ludzi.

Jednak w jaki sposób ta historia przemawia do mnie i jak ją odczytuje?

Obserwując Chrisa, widzę młodego, pogubionego człowieka przez niezdrowe relacje rodzinne. Jego decyzja o porzuceniu cywilizacji jest próbą ratunku. Zauważa on, że ludzi żyją w obłudzie tego kim, są i kim chcieliby być. Ogromny deficyt miłości, której nie otrzymał od własnej rodziny, drugiego człowieka, pragnie odnaleźć w kompletnej dziczy. Chris pragnie odnaleźć siebie poprzez książki, dużo czyta, zadaje sobie pytania, które także i widz powinien sobie postawić: kim jestem, jaki jest sens mojego życia, jakie znaczenie ma moje życie? 

Życie Aleksandera Supertrampa jest dla mnie pewną przestrogą, bo o ile stawiane pytania są słuszne, chwile samotności potrzebne aby zostać z własnymi myślami sam na sam, a podróż stanowi symbol poszukiwań to w ostateczności ucieczka od cywilizacji, człowieka, skazuje bohatera na katastrofę. Aleks zostaje przytłoczony przez problemy, nie dzieli się z nikim historią swojego życia, zostaje bez jakiegokolwiek wsparcia. Każdy z nas posiada bagaże życia, które ciężko unieść w samotności. Ludzie są nam potrzebni, są jak powietrze, którym oddychamy i zapewniają nam pewną stabilność. Dopiero kiedy ich zabraknie, zdajemy sobie sprawę, jak bardzo nam są potrzebni.


Za każdym razem kiedy oglądam ten film, inspiruje mnie na nowo i zadaje coraz to nowe pytania. Odpowiedzi jakie sobie stawiam, pozwalają mi także obserwować jak sama się zmieniam. 



wtorek, 5 czerwca 2018

Religia w filmie #3

''Przełęcz ocalonych'' reż. Hacksaw Ridge


Swoją postawą bohater zaprzeczył zasadzie, że trzeba zabijać, żeby samemu nie stracić życia.


Znalezione obrazy dla zapytania przeÅ‚Ä™cz ocalonychGłówny bohater filmu jest Desmond, młody i wrażliwy chłopak. Postanawia zaciągnąć się do wojska. Ze względu jednak na przemoc jaką doświadczył w domu, a także na swoją wiarę postanawia, że nigdy nie dotknie broni. Powoduje to, że jest przez sowich kolegów w kompani szykanowany, zastraszany, a nawet pobity. Wszyscy obracają się przeciwko niemu. Chłopak jest jednak na tyle wytrwały w swoich przekonaniach, że nie daje się złamać i znosi wszelkie uszczypliwości i przemoc. Jest wytrwały w swoim ślubie i nie potrafi zrozumieć głosów, że przykazanie 5 "nie zabijaj", tak do końca nie obowiązuje. 

Szalony, głupi, naiwny, różnie go nazywano, jednak jego pragnienie zostania lekarzem polowym było tak mocne, że dzięki swojej wierze nie wyparł się go.  

Poruszająca jest scena kiedy Desmond, po skończonej bitwie kiedy wszyscy śpią, modli się do Boga, mówiąc,że Go nie słyszy i zadaje Mu pytanie "gdzie jesteś?". Słyszy wtedy na polu bitwy, ciche wołanie o pomoc. Rozeznaje to jako Bożą wolę i idzie uratować swojego kolegę. Jednak na jednym się nie kończy, ratuje kolejnych swoich braci. W modlitwie prosi Boga o siły w ocaleniu jeszcze jednej osoby i jeszcze jednej .... aż uratował siedemdziesięciu pięciu żołnierzy. 

W perspektywie opowiedzianej historii, która rzeczywiście się wydarzyła, można by podyskutować o filozofii wojny, pacyfizmie, wierze. 

Postawa Desmonda, stawia nas w konfrontacji, ze samym sobą. W jaki sposób broniłabym swoich przekonań, jak bym się zachowała kiedy wszyscy dookoła próbowaliby przekonać mnie o mojej omylności. Czy moje poglądy określają to kim jestem, czy zmieniają się jak chorągiewka na wietrze? 




czwartek, 31 maja 2018

Anoreksja w filmie #3

"Moja chuda siostra" reż. Sanna Lenken

"Zaburzenia odżywiania są jak uzależnienie, jak alkoholizm"

Podobny obrazFilm opowiada historię dwóch sióstr Katji i Stelli. Pierwsza z nich jest piękną łyżwiarką, która odnosi sukcesy i jest oczkiem w głowie rodziców. Druga natomiast, młoda dziewczyna, zauroczona jest trenerem siostry. Zazdrości również Katji jej zgrabnej, chudej figury oraz popularności i uwagi, która jest skierowana w jej stronę. Stella nie potrafi sprostać narzuconemu sobie ideałowi kobiecości, a dopiero wchodzi w okres dojrzewania. 

Stella pragnie pozostać w cieniu siostry. Świadomie usuwa się na bok, aby móc obserwować z ukrycia i upodobniać się do swojego ideału. Taka postawa pozwala jej pierwszej zorientować się w temacie zaburzeń odżywiania Katji, której jest coraz mniej, a wymuszanie wymiotów zdarza się coraz częściej.

Ukazanie filmu z perspektywy dziecka, kogoś bezpośrednio nie chorującego na anoreksje, a której bliska osoba się z nią zmaga, pozwala pokazać jak ciężko odnaleźć się w podobnej sytuacji ... kiedy staramy się ze wszystkich sił pomóc, zrobić wszystko co w naszej mocy, ale tak naprawdę nasze zmagania tylko odbijają się od tarczy i nie przynoszą żadnego efektu.

Główna bohaterka mimo, że jest lubiana, posiada kochającą rodzinę, osoby do których może się zwrócić, rozwija się i podąża za swoją pasją, to jednak jest samotna. Więcej jest ona zagubiona w otaczającym ją świecie. 

Kiedy choroba uderza w rodzinę, wszystko zaczyna się rozpadać. Zdrowe relacje, które dotychczas działały wydawać by się mogło bez zastrzeżeń zaczynają szwankować. Wkroczenie rodziców, aby ratować córkę oraz bunt Katji powoduje, że wszystko przypomina tykającą bombę, w której mała Stella musi się odnaleźć i szybko dorosnąć. 

Reżyserka wprowadza niepokój zestawiając ze sobą bohaterów, balansuje między różnymi stanami psychicznymi jak i egzystencjalnymi. Sanna Lenken chorowała w młodości na anoreksję więc tematyka filmu jest jej bliska. Ukazanie jednak samej choroby nie wyróżnia się w żaden sposób w masie podobnych filmów. Powiedziałabym nawet więcej, wątek ten jest słabo rozwinięty pod względem psychologicznym. 

Urokliwa jest rola Stelli w tym filmie, kiedy to nieporadne zakompleksione dziecko, bierze na swoje ramiona cały ciężar historii. Siostrzana pomoc i więź, ma szanse w walce o uzdrowienie. Subtelność tego filmu gwarantuje naturalność i pozwala nam przyjrzeć się walce dziewczyn w odnalezieniu siebie. 

piątek, 25 maja 2018

Anoreksja w filmie #2 Zespół Tourette’a w filmie #1


"Vincent chce nad morze" reż. Ralf Huettner

 
"pragną od życia więcej niż zostało im dane".

Znalezione obrazy dla zapytania vincent chce nad morzeDzisiejszy film zaprezentowany będzie w dwóch odsłonach Niemieckiej i Amerykańskiej.

"Vincent chce nad morze" po produkcja kina niemieckiego z 2010 roku. Historia przedstawiona w filmie opowiada o losach trójki młodych ludzi, cierpiących na inne choroby i na pierwszy rzut oka zupełnie od siebie różnych. Łączy ich jednak ogromne poczucie samotności oraz poczucie wykluczenia społecznego jak i alienacji.

Głównym bohaterem jest Vincent, który cierpi na zespół Tourette'a. Przejawia się on poprzez nerwowe tiki ruchowe jak i werbalne. Osoba z tym zespołem nie panuje nad nimi, albo przychodzi jej to z ogromnym trudem i wymaga dużej kontroli (co przy innych objawach takich jak nadpobudliwość) jest niezwykle utrudnione. 

Vincentem po śmierci matki, postanawia zająć się ojciec, który wcześniej opuścił rodzinę wraz z pierwszymi objawami chorobowymi syna. Dobrze sytuowany mężczyzna, w nienagannym garniturze i zajmujący się polityką, wstydzi się Vincenta. Nie rozumie syna i jego choroby, uważa wręcz, że ten robi mu na złość dlatego w ostateczności postanawia umieścić go w zakładzie psychiatrycznym. 
Poznaje tam również Alexa pedantycznego chłopaka z nerwicą natręctw. Dzielą razem pokój, lecz dla głównego bohatera jest to kolejna życiowa udręka. Alex uważa, że to wyłącznie jego pokój, w którym nie ma miejsca dla Vincenta, gdyż zaburza jego sterylność. Drugą osobą, którą poznajemy jest Marie, dziewczyna zmagająca się z anoreksją.
Główny bohater pragnie rozsypać prochy mamy nad morzem, dlatego postanawia uciec z zakładu i tutaj zaczyna się właściwa akcja. 

Los wyżej predstawionych bohaterów niespodziewanie się splata, kradną oni auto należące do dyrektorki ośrodka i wyruszają w szaloną podróż nad morze. Tutaj pojawia się dobrzy znany motyw drogi, oparty na znanych już w kinie schematach. Poszukiwanie wolności, przyjaźni, miłości, które mają na celu przemianę bohaterów, ale także i widza. 

Jestem zachwycona rolą Floriana Davida Fitza, który wcielił się w rolę Vincenta, gdyż granie postaci z chorobą neurologiczną jest nie lada wyzwaniem. Aktor zrobił to niezwykle autentycznie. Moje serce skradł Johannes Allmayer (Alex), w swojej pedantycznej odsłonie natomiast Karoline Herfurt (Marie), stworzyła interesującą kreację, jednak wydaje mi się, że pozostała w cieniu męskiej dwójki.

Film ma niewątpliwie charakter moralizatorski, uświadomienie nam, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Choroba nas nie dyskwalifikuje, nie powoduje, że stajemy się anormalni. Banały, a film sam w sobie nie zachwyca niczym szczególnym, jednak ma w sobie coś interesującego i przyjemnego. Zamiast traktować go jako produkcję edukacyjną, warto spojrzeć na niego po prostu jako na przyjemną produkcję, która mówi o spełnianiu marzeń. Trochę humoru, zabawy, dobrej gry aktorskiej. Nic nadzwyczajnego jednak przyjemnego. 

Podobny obrazW 2014 roku wychodzi amerykański film "Troje na gigancie" (reż. Gren Welles), remake niemieckiego filmu "Vincent chce nad morze". Pokusiłam się o obejrzenie go i po prostu nie rozumiem czemu ta produkcja powstała. Jeśli niemiecka wersja była przewidywalna i schematyczna, to oglądanie tego po raz drugi było niezwykle nużące. Gra aktorska, pomimo znanych twarzy była zdecydowanie słabsza od pierwowzoru.  

Przeglądając recenzje i blogi filmowe napotykałam się na wyrazy zachwytu skierowane w kierunku amerykańskich twórców: scenariuszem, opowiedzianą historią, połączeniem tragedii z komedią. Pokazuje to, że ludzie nie zadają sobie trudu poszukania podstawowych informacji o produkcji, a amerykańcy producenci zbierają laury, wykorzystując i kopiując oryginał w każdym możliwym calu. 

"Troje na gigancie" to film stworzony pod nastoletnią widownię, to co ratowało i nadawało uroku niemieckiej produkcji tutaj zostało zatracone. Jednak wierzę, że może się on spodobać i trafić do pewnego kręgu odbiorców. Hipsterski Vincent dla Hipsterskiego amerykańskiego Kowalskiego. Ja tego nie kupuję. 


wtorek, 15 maja 2018

Autsajderzy #1


Homme Less reż. Thomas Wirthensohn 



"Podążaj za szczęściem, ale bądź przygotowany na życie w koszmarze"

Znalezione obrazy dla zapytania homme less

Mark Reaya to model i okazjonalny aktor dla którego, jak sam mówi: "fotografia to tylko hobby". Łapie się różnych zajęć, aby sobie dorobić: zostaje statystą, wykonuje zdjęcia, pracuje jako Święty Mikołaj. Ma szczelnie zaplanowany grafik od wczesnych godzin porannych do późnej nocy, gdzie kończy jako ostatni klient Starbucksa. Znajduje czas na siłownię i ma powodzenie u kobiet. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z zadbanym facetem, wygadanym i inteligentnym. 

W młodości Mark był modelem, zarabiał i wydawał, zarabiał i wydawał. Po ukończeniu uniwersytetu w Charleston spakował plecak i wyruszył do Europy. Jednak w latach 90 kiedy zachorował jego ojciec błogie pasmo sukcesu zaczęło się powoli kruszyć. Po powrocie do domu zaczął podejmować dorywcze prace, jednak wraz ze śmiercią taty, bańka z marzeniami ostatecznie prysła. Ostatnie oszczędności zostały wydane,a Marka nie było już stać na wynajmowanie własnego mieszkania. Nie mógł znieść swojej sytuacji i miał dość nocowania u przyjaciela, tak więc z aparatem w dłoni wyruszył po raz kolejny do Europy, aby stać się fotografem. Plany Marka pomimo wielkich ambicji znowu nie przyniosły mu sukcesu. Sypiał na dworze, mył się w ulicznych umywalkach przy pobliskich restauracjach, a wieczorami dobrze ubrany przechadzał się pomiędzy milionerami na bogatych przyjęciach, trzymając w ręku kieliszek z tanim winem, które wcześniej sam przemycał do lokalu. 

Jednak pomimo, że początkowo taki tryb życia odpowiadał bohaterowi, z czasem zaczął nużyć, dlatego postanowił powrócić do Nowego Yorku, gdzie po nocy spędzonej w tanim motelu, z pluskwami za towarzyszy, postanowił, że zmieni swój nocleg na dach jednego z budynków w East Village. "Na kilka dni" pomyślał i tak minęło sześć lat. 

Jego dobytek składał się z kilku ciuchów, koca dorwanego w lumpeksie, laptopa i aparatu fotograficznego. Nocami przykrywał się plandeką aby być niewidocznym, a rano biegł na siłownie, gdzie oprócz ćwiczeń mógł skorzystać z prysznicu i elektryczności. Zleceń było coraz więcej, jednak wciąż za mało na własne lokum. Dobrze ubrany, czysty i zadbany nie był nawet w najmniejszym stopniu posądzany o bezdomność.   

Po latach ukrywania się i milczenia Mark zaczął głośno opowiadać o swoim życiu, które zainteresowało wielu ludzi. Rezultatem tego jest film dokumentalny Homme Less. 

Znajdziemy w nim portret Nowego Yorku, miejsca owianego wieloma mitami, marzeniami ludzkimi, porażkami. 

Mark ukazany jest tutaj jako bezdomny z wyboru, który posiada za swoimi plecami duże grono przyjaciół, znajomych, rodziny, która zawsze może mu pomóc. To opowieść o chęci bycia niezależnym, samowystarczalnym i to za wszelką cenę. Ubrany w drogie ciuchy i ekskluzywne buty odmawia sobie posiłku czy noclegu w ciepłym łóżku. Jego życie jest jedną niekończącą się grą pozorów. Sam przyznaje, że "ma wprawę w ściemnianiu". Dla mnie też taki jest ten film. Ciężko mi uwierzyć w tę niekończącą się idyllę bohatera, w nienagannej koszuli i jego poczucie wyzwolenia. W moim przekonaniu jest ono jedynie fikcją i marzeniem, w które sam uwierzył. Bohater wykreował sobie świat, który co prawda daje mu poczucie władzy i decydowania o wszystkim, ale ponosi za to wysoką cenę: samotności, ciężkiej pracy, niepewności i niestety też niepowodzenia. Mark nie jest już młodym mężczyzną, jak długo da radę żyć w taki sposób? Gdzie zakończy się jego podróż? (wśród ogromnej rzeszy bezdomnych NY czy w rodzinnym ciepłym domu). Czym będzie wtedy dla niego wolność? 

Jedno jest pewne o Marku Reay'u i jego stylu życia, mógł usłyszeć teraz cały świat. Mark ma szczęście, stać go będzie na nowe buty. 

poniedziałek, 7 maja 2018

Anoreksja w filmie #1

''Aż do kości" reż. Marti Noxon   


"Ludzie mówią “kocham cię”. A tak naprawdę kochają to, jak sami się czują dzięki “kochaniu”. Albo kochają to, co mogą od ciebie wziąć."


Znalezione obrazy dla zapytania into the bones
Chciałam ten nowy cykl zacząć od klasycznych filmów opowiadających o anoreksji. Jednak mało jest dobrych filmów, poruszających ten wydawać by się mogło popularny temat. Dlatego zacznę od ostatniej produkcji Netflix, która wywołała ogromny zachwyt wśród młodej widowni. 

Główną bohaterką jest Ellen(w tę rolę wcieliła się Lili Colins), która chora jest na anoreksję. Trafia ona do ośrodka, w którym podjąć ma leczenie. Jednak sam problem anoreksji zostaje zatracony i przedstawiony jest mało wiarygodnie. Ellen wydaje się dziewczyną, która sama nie wie czego chce, jest obrażona na cały świat, narzeka i zachowuje się jak rozpieszczone dziecko. Brakuje też rozwinięcia pozostałych bohaterów, których dziewczyna poznaje w ośrodku. Wszyscy zmagają się z anoreksją, ale czym ona tak naprawdę jest, nie zostaje przedstawione. Brak tu szokujących scen, mocnych zmagań wewnętrznych bohaterów, a wszystko sprowadza się do niejedzenia i ewentualnego liczenia kalorii. 

Jak ja odczytałam ten zdawkowy obraz anoreksji z filmu? Jako przygodę, kiedy twoje ciało jest szczupłe, piękne, atrakcyjne; kiedy wszyscy dookoła zwracają na ciebie uwagę; kiedy masz szanse na poznanie nowych ludzi, zawiązania przyjaźni, a nawet znalezienia miłości; kiedy jesteś wolna i niezależna, bo masz władzę nad tym co trafia do twojego żołądka; a anoreksja jest tylko czymś przejściowy(co jest jawną bzdurą, gdyż jej skutki są nieodwracalne dla zdrowia).

Dla mnie ten film nie mówi o chorobie ani słowa, wręcz twierdzę, że do niej zachęca. I wierzę, że może budzić on pragnienie bycia jak bohaterka filmu, której historia kończy się happy endem, dodatkowo mieszczącej się w rozmiar 34. Dlaczego tak uważam? Ponieważ po seansie zajrzałam na blogi pro-any, dziewczyn zafascynowanych anoreksją oraz na tumlera, który jest kopalnią na temat młodych ludzi i obecnych trendów. Kadry z filmu, były rozpowszechniane po cały internecie. Czytałam dyskusje dziewcząt, które zapragnęły być jak bohaterka filmu: ładna i szczupła, a zdjęcia jej ciała służyły za inspirację. 

Jeśli ten film nie mówi o anoreksji to o czym? Na pewno o tym jak nie mówić się i nie robi się filmów o anoreksji. Jeśli prawdą jest również cała promocyjna otoczka filmu, że Lili Colins również się zmagała z anoreksją, to oceniam ten film jeszcze bardziej negatywnie, gdyż aktorka musiała bardzo drastycznie schudnąć do roli, co nie ważne z jak liczną obstawą specjalistów było bardzo ryzykowne i niebezpieczne, dla jej zdrowia. 

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Autyzm w filmie #2


 "Adam" reż. Max Mayer

        "Na tym świecie żyją sami kłamcy. Człowiek musi odróżnić zwykłych kłamców od tych, których warto kochać." 

Podobny obraz


Adam ma zespół Aspergera i jego kontakty z otoczeniem są utrudnione, gdyż budowanie relacji przychodzi mu z ogromnym trudem. Społeczne konwenanse są dla niego niezrozumiałe. Nie potrafi odczytywać zachowania, emocji i komunikatów niewerbalnych innych ludzi. Trudności w nawiązywaniu nowych relacji czy prowadzenie rozmowy są dla niego codzienną udręką. Dziwne zachowanie Adama nie przeszkadza jedna jego sąsiadce Beth, z którą się zaprzyjaźnia i zaczyna budować silną więź.
Kim jednak jest Adam? Jest on przystojnym, wykształconym i pracującym mężczyzną. Mieszka w dużym domu i posiada pasję, którą jest astronomia. Bywa uroczo nieporadny i niewinny. Poznajemy go w momencie kiedy musi się usamodzielnić, gdyż jego rodzice nie żyją. Wszystkie emocje, zachowania i postawy drugiego człowieka, odbiera bardzo dosłownie. Nie wie, a raczej nie potrafi zrozumieć czym jest metafora czy sarkazm.
Relacja Adama z Beth zaczyna się coraz bardziej rozwijać. Oboje uczą się siebie i poznają swoje reakcje. Beth stara się przykładać większą wagę do szczegółów, zaczyna zauważać rzeczy, które wcześniej jej umykały. Adam natomiast otwiera się na ludzi i usamodzielnia się. 
Scenariusz jest aż nazbyt tkliwy i schematyczny. Oparty na tradycyjnej komedii romantycznej, gdzie wszystkie najważniejsze zwroty akcji można by dokładnie wskazać. Mamy tutaj dwóch skrajnych bohaterów, nieporozumienie, zauroczenie, kryzys i finał. Dużo słodyczy, maślanych oczy i łzawych przebojów. Na szczęście gra aktorska jest na tyle subtelna, że przybiera to złudzenie realności. "Adam" to nic innego jak komedia romantyczna zbudowana w bajkowym świecie. 
Zaletą tego filmu jest pokazanie, że żaden człowiek nie jest perfekcyjny i posiada jakieś swoje bariery i wady. Jednak jest to zupełnie naturalne. Miłość natomiast polega na zaakceptowaniu tych "wad" u swojego partnera jak i u siebie. 
Wydaje mi się, że Hugh Dancy swoja kreację aktorską w serialu Hannibal kształtował, właśnie mając w pamięci swoją rolę w "Adamie". Co zadziwiające odegrana postać Willa Grahama była dla mnie bardziej przekonująca, a do dzisiaj mam w pamięci jego bezbarwny wyraz twarzy i taką nijakość. Czy to dobrze? Nie wiem. Na pewno nie dla serialu Hannibal, w "Adamie" raczej to przejdzie. 
Na koniec uważam, że film posiada swój urok. Jednakże za wiele pojawia się w nim wątków, jakby scenarzysta w 1,5h filmie chciał ugryźć temat od każdej możliwej strony. Bardzo przerysowany przez co momentami sztuczny, jednak ostatecznie przyjemny dla oka, z poprawną grą aktorską.
Wielki problem stanowi dla mnie ukazanie zespołu Aspergera. Czy faktycznie jest adekwatny z rzeczywistością? Wydaje mi się, że wiele tutaj także przerysowań, fikcji i spłycenia. Jedna nie jest to film dokumentalny, więc scenarzysta miał prawo stworzyć swoją własną wizję. Asperger staje się tutaj pretekstem do ukazania rzeczywistości bliskiej każdemu z nas: pogodzeniem się ze stratą bliskiej nam osoby; zrobienia kroku do przodu; pójścia w nieznane; przełamania lęków; akceptacji siebie i otoczenia. 
Plusem jest jednak niekonwencjonalne zakończenie. Jednak bez spojlerów, przekonajcie się sami.  



.

piątek, 20 kwietnia 2018

Autyzm w filmie #1

                                                                   "Jestem na orbicie ziemskiej. Tu zyskuję perspektywę. Lubię kosmos. W kosmosie nie ma nieporozumień i chaosu. Bo w kosmosie nie ma uczuć"


Podobny obraz

Film ukazuje nam życie Simona, nastolatka który ma zespół Aspergera. Każdy dzień chłopaka jest szczegółowo zaplanowany i wygląda podobnie. Trzyma się sztywno swojego rozkładu i rutynowych zachowań, które stanowią dla niego pewnego rodzaju rytuały, których niezachwiany przebieg pozwala mu normalnie funkcjonować. Simon lubi kolor czerwony, kółka, matematykę i kosmos jednak wszystkie odstępstwa: zmiana godziny spożywania posiłku, inny zestaw ubrań czy pokonywana droga do szkoły powodują, że traci poczucie panowania nad własnym życiem przez co staje się niespokojny, złośliwy i agresywny.

Przez swoje zachowanie nastolatek bywa niezrozumiały przez otaczających go ludzi. W dodatku niechęć do okazywania emocji, problemy w odczytywaniu zachowań innych i kontakt fizyczny zdecydowanie utrudniają mu społecznie interakcje. Jego podporą jest straszy bart - Sam, który to akceptuje go takiego jakim jest. Problem pojawia się w momencie kiedy to Simon oznajmia, że wyprowadza się od rodziców i wprowadza do brata. Sam nie mieszka jedna sam i pomimo, że nie ma nic przeciwko obecności Simona to jego dziewczynie, nie jest już tak łatwo i postanawia odejść. Sytuacja ta doprowadza do tego, że życie obu braci wywraca się do góry nogami. Sam popada w depresję, przez co równowaga Simona także zostaje zachwiana, dlatego wyrusza on na misję ratunkową: znaleźć nową dziewczynę dla brata, aby wszystko wróciło do normy (dokładnie plan jego dnia). 

Film bardzo dobrze ukazuje osobę z zespołem Aspergera: jej codzienne zmagania, problemy, spojrzenia na świat. Reżyser w mądry sposób i dość przystępnie przedstawił zachowania takiej osoby, a także reakcje otoczenia czy rodziny. Prostota tego filmu, ukazanie codziennego życia, jednak okraszona dziwactwami głównego bohatera, ukazanymi w sposób zabawny, a nie prześmiewczy powoduje, że pragniemy zrozumieć, ten poukładany świat Simona i go zaakceptować.

Przejścia między ujęciami, barwy i tępo dokładnie synchronizowane są ze zmianą nastroju Simona jak i jego rozmówców. Ważną rolę odgrywają również kolory, które wprawiają widza w dobry nastrój, co w połączeniu z mądrym i zabawnym humorem pozytywnie współgra. Muzyka natomiast jest prosta, pozbawiona udziwnień czy rozbudowanej kompozycji. Jest bardzo dobrze dobrana i stanowi delikatne tło dla pojawiających się obrazów.

Bill Skarsgard, który wcielił się w rolę Simona, zasługuje na wielkie uznanie. Włożył w wykreowanie tej postaci wielką pracę, która nadmienić trzeba, niebyła łatwa. Widać, że aktor posiada umiejętność samokontroli, co pozwoliło mu zachować sztywną postawę i beznamiętny wyraz twarzy we wszystkich scenach, dzięki czemu produkcja stała się bardziej autentyczna. 

Powtórzę się po raz kolejny, ale to ważne stwierdzenie, że film jest mądry, gdyż takich produkcji potrzebujemy, w dyskusji i przybliżeniu społeczeństwu problemów z jakimi spotykają się ludzie z autyzmem oraz ich rodziny. Ten film ukazuje także skąd biorą się uprzedzenia i stereotypy: z braku wiedzy. Wierzę, że osoby które obejrzały  "W kosmosie nie ma uczuć'' inaczej spojrzą na takich ludzi, kiedy spotkają się z nimi w swoim życiu i włożą trochę czasu i cierpliwości w budowanie wzajemnych relacji. Ideą tego filmu jest pokazanie również, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami i nie na tym polega integracja. Kluczem jest zrozumienie, że każdy jest inny i po prostu trzeba to zaakceptować. 


wtorek, 10 kwietnia 2018

Religia w filmie #1



''Chata'' reż. Stuart Hazeldine


''Narzucanie swojej woli jest właśnie tym, czego miłość nie robi.''
''Wydając sądy, musisz uważać się za lepszego od tego, którego osądzasz''


Podobny obrazZacznę od tego, że film ten wywołał ogromne zamieszanie i wydaje mi się, że jego grono przeciwników jak i zwolenników pokrywa się ze sobą. Nie chce też patrzeć na ten film pod względem teologicznym, wytykać niezgodności i błędów ponieważ uważam, że w tym filmie chodzi o coś więcej, ten film jest czymś więcej. Jest spotkaniem.

O czym mówi opowiedziana historia? Dla mnie osobiście jest to historia o przebaczeniu, o przeżywaniu ogromnej tragedii, która spotkała głównego bohatera. Mack, kochający ojciec, traci swoje dziecko, w rezultacie czego pojawia się w nim bunt, niemoc, gniew. W gąszczu myśli bohatera, dwa pytania pojawią się nieustannie: ,,dlaczego Bóg na to pozwolił'' i ,,jeśli jest taki kochający, czemu pozwala na cierpienie niewinnych osób?''

Wielki smutek bohatera powoduje, że jego rodzinne relacje zaczynają się psuć, sam Mack popada w depresję, a w jego życiu nie ma już miejsce na szczęście. Wszystko zmienia się w momencie otrzymania listu nadesłanego od ''papy'', który zaprowadza Macka w miejsce zamordowania córki.

Bóg przeprowadza Macka przez żałobę, ale nie znajdziemy tutaj żadnych twardych dogmatów religijnych. Nie oznacza to jednak, że w filmie występują, jakieś ogromne i rażące błędy teologiczne.

Ogromną zaletą tego filmu jest ukazanie relacji Trójcy Świętej, relacji Miłości, oddania, radości. Oznacza to, że człowiek, który stworzony jest na podobieństwo Boga, będzie szczęśliwy właśnie dzięki relacjom: z Bogiem, człowiekiem, kiedy będzie czół, że jest kochany i doświadczał miłości.

Trójca jest tajemnicą, rzeczywistością, której rozum człowieka nie może pojąć, dlatego uważam, że próba ukazania jej w taki obrazowy sposób przez twórców, a wcześniej przez Williama Paula Younga jest niezwykle ciekawa. Ukazanie Boga jako czarnoskórej kobiety, pokazuje, że Bóg to coś więcej niż płeć. To Dobro i ciepło, którego człowiek pragnie.

Każda scena z filmu, w jakimś stopniu jest symboliczna i może stanowić wyjście do rozważań. Jak np. karczowanie chwastów i wykopywanie dołu przez bohatera, które zwiastuje narodziny jego nowego życia, bieg po wodzie z Jezusem czy rozmowa o Bożym ojcostwie.

Przyjemnie oglądało się ten film, nie tylko pod względem obrazów i nasyconych kolorów. Lubię filmy, które przełamują stereotypy, wywołują dyskusję, skłaniają do przemyśleń i zastanowienia się nad rzeczami, które gdzieś dawno temu poszły w zapomnienie.