piątek, 25 maja 2018

Anoreksja w filmie #2 Zespół Tourette’a w filmie #1


"Vincent chce nad morze" reż. Ralf Huettner

 
"pragną od życia więcej niż zostało im dane".

Znalezione obrazy dla zapytania vincent chce nad morzeDzisiejszy film zaprezentowany będzie w dwóch odsłonach Niemieckiej i Amerykańskiej.

"Vincent chce nad morze" po produkcja kina niemieckiego z 2010 roku. Historia przedstawiona w filmie opowiada o losach trójki młodych ludzi, cierpiących na inne choroby i na pierwszy rzut oka zupełnie od siebie różnych. Łączy ich jednak ogromne poczucie samotności oraz poczucie wykluczenia społecznego jak i alienacji.

Głównym bohaterem jest Vincent, który cierpi na zespół Tourette'a. Przejawia się on poprzez nerwowe tiki ruchowe jak i werbalne. Osoba z tym zespołem nie panuje nad nimi, albo przychodzi jej to z ogromnym trudem i wymaga dużej kontroli (co przy innych objawach takich jak nadpobudliwość) jest niezwykle utrudnione. 

Vincentem po śmierci matki, postanawia zająć się ojciec, który wcześniej opuścił rodzinę wraz z pierwszymi objawami chorobowymi syna. Dobrze sytuowany mężczyzna, w nienagannym garniturze i zajmujący się polityką, wstydzi się Vincenta. Nie rozumie syna i jego choroby, uważa wręcz, że ten robi mu na złość dlatego w ostateczności postanawia umieścić go w zakładzie psychiatrycznym. 
Poznaje tam również Alexa pedantycznego chłopaka z nerwicą natręctw. Dzielą razem pokój, lecz dla głównego bohatera jest to kolejna życiowa udręka. Alex uważa, że to wyłącznie jego pokój, w którym nie ma miejsca dla Vincenta, gdyż zaburza jego sterylność. Drugą osobą, którą poznajemy jest Marie, dziewczyna zmagająca się z anoreksją.
Główny bohater pragnie rozsypać prochy mamy nad morzem, dlatego postanawia uciec z zakładu i tutaj zaczyna się właściwa akcja. 

Los wyżej predstawionych bohaterów niespodziewanie się splata, kradną oni auto należące do dyrektorki ośrodka i wyruszają w szaloną podróż nad morze. Tutaj pojawia się dobrzy znany motyw drogi, oparty na znanych już w kinie schematach. Poszukiwanie wolności, przyjaźni, miłości, które mają na celu przemianę bohaterów, ale także i widza. 

Jestem zachwycona rolą Floriana Davida Fitza, który wcielił się w rolę Vincenta, gdyż granie postaci z chorobą neurologiczną jest nie lada wyzwaniem. Aktor zrobił to niezwykle autentycznie. Moje serce skradł Johannes Allmayer (Alex), w swojej pedantycznej odsłonie natomiast Karoline Herfurt (Marie), stworzyła interesującą kreację, jednak wydaje mi się, że pozostała w cieniu męskiej dwójki.

Film ma niewątpliwie charakter moralizatorski, uświadomienie nam, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Choroba nas nie dyskwalifikuje, nie powoduje, że stajemy się anormalni. Banały, a film sam w sobie nie zachwyca niczym szczególnym, jednak ma w sobie coś interesującego i przyjemnego. Zamiast traktować go jako produkcję edukacyjną, warto spojrzeć na niego po prostu jako na przyjemną produkcję, która mówi o spełnianiu marzeń. Trochę humoru, zabawy, dobrej gry aktorskiej. Nic nadzwyczajnego jednak przyjemnego. 

Podobny obrazW 2014 roku wychodzi amerykański film "Troje na gigancie" (reż. Gren Welles), remake niemieckiego filmu "Vincent chce nad morze". Pokusiłam się o obejrzenie go i po prostu nie rozumiem czemu ta produkcja powstała. Jeśli niemiecka wersja była przewidywalna i schematyczna, to oglądanie tego po raz drugi było niezwykle nużące. Gra aktorska, pomimo znanych twarzy była zdecydowanie słabsza od pierwowzoru.  

Przeglądając recenzje i blogi filmowe napotykałam się na wyrazy zachwytu skierowane w kierunku amerykańskich twórców: scenariuszem, opowiedzianą historią, połączeniem tragedii z komedią. Pokazuje to, że ludzie nie zadają sobie trudu poszukania podstawowych informacji o produkcji, a amerykańcy producenci zbierają laury, wykorzystując i kopiując oryginał w każdym możliwym calu. 

"Troje na gigancie" to film stworzony pod nastoletnią widownię, to co ratowało i nadawało uroku niemieckiej produkcji tutaj zostało zatracone. Jednak wierzę, że może się on spodobać i trafić do pewnego kręgu odbiorców. Hipsterski Vincent dla Hipsterskiego amerykańskiego Kowalskiego. Ja tego nie kupuję. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz